moda

  polskie muzy

  poeci polscy

  stare kino - filmy

  stare kino - gwiazdy

  stare kino - obyczaje

  stare kino - piosenki

 

 



Tajemnice Warszawy. Premiera kinematograficzna w Filharmonii.
,,Głos Stolicy" 1917, nr 52

Trzeba przyznać, że technika robi u nas postępy. Obraz wczorajszy należy do zupełnie udatnych, nie ustępuje w niczym obrazom zagranicznym. Treść odzwierciedlająca nam zakulisowe życie Wielkiej Warszawy jest zajmująca, dostatecznie sensacyjna i zręcznie zainscenizowana. Artyści nasi popisali się dobrze. Pan Junosza-Stępowski wykazuje wybitny talent kinematograficzny. Gestu używa świadomie, spokojnie, wyzyskuje świetnie grę twarzy, dając wyraziste epizody. Pawłowski, Pola Negri, Bończa i inni wybornie mu wtórują. Dramat ten został wystawiony, wyreżyserowany i zdjęty przez warszawskie towarzystwo Sfinks i jest pierwszą częścią zapowiedzianego cyklu kryminalnego, którego dalsze części ukażą się niebawem.

S. W. [Jan Sokolicz-Wroczyński] Z kinematografii.
„Przegląd Teatralny” 1919, nr 5

Jeden z kinematografów warszawskich rozpoczął wyświetlać film pod znakomitym i wielce obiecującym tytułem Ochrana warszawska i jej tajemnice.

Już sam swądzik taniej sensacyjki, nazwiska znanych artystów polskich sprawiły, że kasjerka nie zdążyła w wydawaniu biletów... (...) Bez przerwy niemal te czy inne przedsiębiorstwa karmią nas wspomnieniami policyjno-żandarmskimi, specjalne grono autorów nie może wydobyć natchnienia poza obrębem cyrkułu. Pierwsza wytwórnia kinematograficzna już trzeci obraz wykonywa (jeden — Sprawę Barteniewa na szczęście skonfiskowano), bohaterem którego jest żandarm lub zapijaczony oficer moskiewski. (...) I w chwili gdy przed kinematografią polską otwiera się olbrzymie pole do działania (...) oglądamy tajemnice ochrany i sentymentalne afery panów policjantów. Publiczność warszawska ma dosyć Tamtych, Sybirów, Jadących Carów, Medalów Trzeciego Maja i innej tandety literackiej. (...) Aż do niestrawności karmili ją tematami w tym rodzaju autorzy kabaretowi. Od filmy polskiej żądać należy czegoś więcej, a czynniki czuwające nad kulturą naszego społeczeństwa powinny również zabrać głos w tej sprawie.

Co się tyczy gry aktorów w danym obrazie, to ani p. Bruczówna, ani p. Węgrzyn gwiazdami ekranu nie zostaną. Szkoda tylko bajecznej gry i wysiłków p. Junoszy-Stępowskiego w obrazie tej miary co Ochrana warszawska i jej tajemnice.

Leon Brun Złoty medal ,,Kina".
„Kino" 1935, nr 13

Po raz czwarty wypowiedział się ogół naszych Czytelniczek i Czytelników, przyznając tegoroczny złoty medal „Kina" filmowi Młody las, jako najlepszemu filmowi produkcji polskiej w roku 1934. I po raz czwarty możemy stwierdzić, że wybór był słuszny. W latach poprzednich, jak wiadomo, wybór — zgodnie z większością głosów — padł na Dziesięciu z Pawiaka (1931), Legion ulicy (1932), Pod Twoją obro(1933). (...). Do właściwej rozgrywki stanęły tylko dwa filmy: dramat i komedia. Dramat Młody las, poza wartościami gry i reżyserii rozporządzał niezwykle ważkim argumentem: nastrojem uczuciowym, tak potężnym i szczerym, że działał nawet na cudzoziemców. A cóż dopiero mówić o młodzieży polskiej. A przecież z tej właśnie młodzieży rekrutuje się gros kadr czytelniczych ,,Kina". Nic dziwnego, że nasza młodzież odniosła się entuzjastycznie do Młodego lasu, skoro znany sowiecki filmowiec Pudowkin rzekł do jednego z obecnych na niedawnym festiwalu w Moskwie:

— Gdy zrobiło się widno na sali, w oczach wielu widzów ujrzeliśmy łzy. Naprawdę.

A przecież ani Rosjanie, ani delegaci innych krajów nie mogli w całej pełni ocenić wartości film, gdyż nie rozumieli po polsku.

h. p. [Halina Przewoska] Róża.
„Kino" 1936, nr 18

Bardzo rozmaite wrażenia ogarniają widza po obejrzeniu [Róży,] dramatu niescenicznego Stefana Żeromskiego na ekranie (...). Gdyby można było abstrahować od dzieła wielkiego pisarza i spojrzeć na film Lejtesa jak na jakąś oddzielną całość, nie mającą związku z poematem dramatycznym Żeromskiego — wówczas ocena musiałaby wypaść dużo lepiej. Film bowiem ma nie tylko kilka wręcz świetnych momentów, lecz w całości zdołał uniknąć słabizn, stając na najlepszym poziomie produkcji polskiej. Duże uznanie wywołać muszą przede wszystkim bardzo interesujące zdjęcia inżyniera Steinwurzela, technika tych zdjęć i ich pomysłowość przypominają w niejednym najlepszą szkołę zagraniczną (...). Utalentowana aktorka teatralna p. Eichlerówna miała w Róży kilka bardzo ładnych momentów (...). Wspaniale wypadła gra dwóch asów sceny polskiej: Junoszy-Stępowskiego (naczelnik policji) i Stefana Jaracza (Oset).

Leonia Jabłonkówna Film Róża Żeromskiego.
„Oblicze Dnia" 1936, nr 9

Róża wcale nie należy do najgorszych utworów ekranu polskiego. Przeciwnie. Pod względem ujęcia reżyserskiego można nawet zapisać na jej konto pewne, zresztą bardzo skromniutkie, saldo dodatnie. Ale Róża Żeromskiego, to utwór par excellence społeczny, który ma zdecydowanie społeczne podejście do pewnego etapu przeszłości kraju, który rzeczywistość polską sprzed lat ujmuje — społecznie. Nawet cała fantastyczność, cały romantyczny symbolizm nie pozwoliły Żeromskiemu zapomnieć, jakiego koloru jest jego róża i jaka krew ją zabarwiła. To, że na filmie został utrwalony moment, w którym Czarowic — inteligent polski — zbiera na chusteczkę krew zamordowanego Oseta, polskiego robotnika — to trochę za mało. Jeśli nie została pokazana, albo, co gorzej, jeśli została przeinaczona cała rzeczywistość, w której ten moment znajduje usprawiedliwienie; jeśli nie zostały dopuszczone do głosu wszystkie wątpliwości nurtujące Czarowica i jego towarzyszy — czy nie wolno od Oseta krwi jego żądać? — jeśli nie powiedziano ostatecznie, a nie powiedziano — za co się Oset dał zabić; i jeśli nie oddało się tego, co szumi, o czym opowiada wiatr pod Cytadelą; jeśli nie pokazało się tej szarej, chorej Warszawy sprzed rewolucji 1905 roku, którą widział, w której żył Żeromski, gdy pisał swój utwór (a to właśnie było obowiązkiem filmu — gdzież indziej mogło to być ukazane, jeśli nie w filmie?); jeżeli zamiast tego zdobyło się znów na taki sam schemat „ideologiczny", jaki mógł wiązać się ze szmirami w rodzaju Sybiru, Pankratowych, czy takimi chybionymi wyczynami, jak Dziesięciu z Pawiaka i tylu innymi w tym rodzaju; jeśli tak po sklepikarsku, tak na użytek kramów z oleodrukami spreparowano i spapierzono żywy kwiat — to to się nazywa kradzieżą, to się nazywa fałszem. I takie właśnie traktowanie należy uznać za symboliczne dla całej polskiej twórczości filmowej — w stosunku do polskiej rzeczywistości.

Karol Ford W obronie filmowej Wiernej rzeki.
„Srebrny ekran" 1937, nr 23/14

Ukazanie się na ekranie każdego nowego filmu polskiego wywołuje krańcowo przeciwne zdania. (...) Zahorska wypisała w „Wiadomościach Literackich'' sążnisty artykuł, w którym odsądza od czci i wiary realizatorów Wiernej rzeki. Czy naprawdę film ten jest takim zwykłym kryminałem"? I jak tu pogodzić tak sprzeczne zdania krytyków? Wszak recenzent z „Wieczoru Warszawskiego" napisał, że „po fatalnej Róży mamy doskonałą Wierną rzekę (...)". Mam wrażenie, że klątwa rzucona na Anatola Sterna i Leonarda Buczkowskiego jest niesprawiedliwa. Uczciwie przecież napisali, że film stanowi ,,wolną przeróbkę" dzieła wielkiego pisarza (...). Natomiast prawdziwym winowajcą przy tworzeniu tego filmu była cenzura, która ze zwykłą sobie małodusznością usiłowała ściągnąć Żeromskiego na poziom Mniszkówny. Przecież romantyczne zagadnienie Wiernej rzeki nie jest niczym innym, jak jeszcze jedną odmianą Mayerlingu, Barbary Radziwiłłówny, dramatu Edwarda VIII i Trędowatej. Jeśli więc odebrać Żeromskiemu jego genialny styl i zagadnienia natury zasadniczej (o to drugie postarała się cenzura dobitnie!) pozostanie z niego tylko,.. Mniszkówna.

Stefania Zahorska. Nowe filmy. Dziewczęta z Nowolipek.
„Wiadomości Literackie" 1937, nr 17/733

Rzecz po prostu nie do wiary: coś się w polskim filmie przełamało, odwrócił się jakiś zły los, powstał film, który jest dobry i to nie tylko w polskiej skali. Został przerwany szablon, utarta droga bezmyślności, taniego (romantyzmu i płytkiej sensacji. Już sam wybór powieści Gojawiczyńskiej stanowi pomyślną oznakę. Powieść wprowadza film w nie wyzyskaną dziedzinę miejskiego, codziennego życia, daje przekrój losów znanych i bliskich, nasuwa styl prosty (...). Ten scenariusz zrobiony jest inteligentnie. Ale wytrawna i dobra okazuje się przede wszystkim sama robota reżyserska (...). Reżyser Lejtes potrafił dobrze zastosować metaforę filmową (...), posiadł poza tym mądrość niedopowiedzeń (...). Sceny urywają się nie dorysowane do końca, nieprzegięte, nie tracą wdzięku przelotności i wiążą się na planie nadrzędnym tam, gdzie kończy się akcja, a zaczyna sens opowieści. Pod tym względem film przerósł powieść, jest bardziej zwarty i bardziej syntetyczny. Film reżyserowali Józef Lejtes i Stanisław Urbanowicz, operatorem był Seweryn Steinwurzel. Jako dziewczęta wystąpiły: Elżbieta Barszczewska, Anna Jaraczówna, Tamara Wiszniewska, Jadwiga Andrzejewska oraz Mieczysława Ćwiklińska i Junosza-Stępowski.

 

                                                          

RECENZJE                              VIDEOTEKA                                GALERIA                              ARCHIWUM